Kiedy ksiądz może odmówić rozgrzeszenia?

Kiedy ksiądz może odmówić rozgrzeszenia?

Olaf Pietek: Kiedy ksiądz może odmówić rozgrzeszenia?

Piotr Jordan Śliwiński OFMCap: Ksiądz może odmówić rozgrzeszenia, po pierwsze, jeśli pojawia się grzech, do którego odpuszczenia nie ma uprawnienia. Po drugie może odmówić wtedy, gdy nie są spełnione warunki dobrego przeżycia sakramentu pokuty, czyli te, które ma spełnić penitent: uczciwy rachunek sumienia, żal za grzechy i postanowienie poprawy czy ewentualnie przyjęcie zadośćuczynienia, gdyby penitent nie chciał zadośćuczynienia przyjąć.

Czy to się często zdarza?

Z tym są nieraz problemy, co wynika z braków w katechezie. Pytam, czy penitentka żałuje za grzechy, a ona mówi, że za wszystkie z wyjątkiem jednego, bo kocha swego chłopaka i nie żałuje tego. To jest ciągle trudność w rozumieniu żalu. Jeśli kapłan powie, że skoro nie żałuje, to sprawa jest skończona, to mamy problem. Na czym ma polegać ten żal? Nie na obrzydzeniu sobie, tylko uznaniu czegoś, że było złe przed Bogiem, i na wyrażeniu skruchy. Wtedy penitenci spokojnie to przyjmują.

U niektórych ludzi pojawia się problem z postanowieniem poprawy, jeżeli targani są jakimiś grzechami, na przykład przy grzechach nałogowych tak jest. Ciągle postanawiam poprawę, ale nie wiem, czy wypełnię to postanowienie. Ktoś ma doświadczenie tego, że dany grzech wielokrotnie go powalił. Wtedy do ważności spowiedzi wystarczy, żeby był gotów odrzucić pokusę, jeśli w momencie rozgrzeszenia by na niego przyszła. To wystarczający znak dobrej woli, aby udzielić mu rozgrzeszenia.

Wspomniał Ojciec, że są grzechy, do których odpuszczenia spowiednik nie ma uprawnienia.

Faktycznie, penitent popada w kary kościelne za niektóre grzechy i nie każdy spowiednik może go rozgrzeszyć. Jeśli na przykład zdarzy się znieważenie Najświętszych Postaci czy atak na biskupa lub papieża, to wówczas sprawca zaciąga karę ekskomuniki latae sententiae zastrzeżonej Stolicy Apostolskiej. Wówczas ktoś, kto dopuścił się tego grzechu, popełnił też przestępstwo i zaciągnął karę zastrzeżoną właśnie Watykanowi. W tym momencie zwykły spowiednik nie może go z tego grzechu zwolnić i musi pisać do Stolicy Apostolskiej, oczywiście w sposób anonimowy. Wtedy do spowiednika przychodzi dekret zezwalający na rozgrzeszenie i zwykle nakładający jakąś pokutę.

Dotyczy to też apostazji, której odpuszczenie zastrzeżone jest biskupowi. Chodzi jednak jedynie o forum wewnętrzne. Jeśli ktoś dopuściłby się apostazji publicznie, to do rozgrzeszenia potrzeba będzie publicznego wycofania się z niej. Publicznie rozumie się, że przynajmniej wobec dwóch świadków.

Tak samo aborcja zastrzeżona jest biskupowi, z tym że najczęściej jest wtedy delegacja – z aborcji mogą rozgrzeszać kapłani penitencjarze; taką delegację stałą mają dziekani i wicedziekani, poza tym w diecezji są miejsca, zwykle sanktuaria, gdzie jest stałe pozwolenie na odpuszczanie tego grzechu. Tak samo zakony żebracze mają pozwolenie na rozgrzeszanie z aborcji, taka delegacja przywiązana jest do osoby spowiednika, a nie do miejsca. Jest też sytuacja, w której rozgrzeszenia może udzielić każdy spowiednik – każdy kapłan może rozgrzeszyć, jeśli jest to spowiedź generalna, czyli przynajmniej z roku. Z okazji Roku Miłosierdzia papież Franciszek delegował tę władzę każdemu spowiednikowi. Zapowiedział też rozesłanie specjalnych spowiedników, którzy będą mieli władzę rozgrzeszania wszelkich grzechów.

Przywołał Ojciec przykład pani, która za wszystko żałuje z wyjątkiem jednego grzechu. Czy można ją rozgrzeszyć z części, a z tego jednego grzechu nie?

Nie. Problem jest taki, że człowiek musi żałować, chcieć wrócić do Boga. Powrót musi być totalny. Nie mogę przyjąć połowy Ewangelii czy tylko jednej ósmej. Nie ma powrotu do Boga na kawałki. To jest decyzja totalna. Ona otwiera horyzont totalny, nie ma rzeczywistości, która by z tego horyzontu była wyłączona, że wszędzie będę realizował życie ewangeliczne, ale w jakimś sektorze nie, że Bóg nie będzie moim Bogiem na przykład w sypialni albo w pracy.

Piotr Jordan Śliwiński OFMCap, Olaf Pietek


polecamy:

72396     dasz rade front     73061     59334

Spowiedź osób homoseksualnych

Spowiedź osób homoseksualnych

Osoby wierzące, które chcą żyć w zgodzie z religijnymi przekonaniami, gdy doświadczają problemów homoseksualnych, zwracają się do swoich duszpasterzy, prosząc o pomoc. Czasem długo „kluczą” wokół konfesjo­nału, zanim przystąpią do spowiedzi. Wyznają swoją tajemnicę w poczuciu wstydu i zażenowania.

Niespokojnie oczekują na reakcję i słowa spowied­nika. Są bardzo wyczulone na przekaz niewerbalny. Lękają się odrzucenia. Spowiednik jest zwyczajnym człowiekiem i ma prawo do swoich uczuć. Jeśli odczuwa on do osób wyznających problemy homoseksualne dystans, niechęć, odrazę, to powinien te uczucia przepracować tak, aby one nie obniżały jakości jego posługi. Niekiedy spowiednik odczuwa lęk, że ich nie zrozumie, a zatem im nie pomoże. Czasem obawia się, by nie stać się obiektem erotycznego zainteresowania tych osób. Na jakość posługi spo­wiednika wpływa jego osobista kultura i duchowość, szacunek do peniten­ta, współczujące rozumienie, mądrość i bezgraniczna cierpliwość.

W odniesieniu do osób, które wyznają problemy homoseksualne, należy pamiętać, że nie wybierają one dobrowolnie swych uczuć i pragnień ero­tycznych do przedstawicieli własnej płci. One ich doświadczają i uczciwie je wyznają. Dla wielu osób to powód do złości na siebie, upokorzenia we własnych oczach, poczucia mniejszej wartości, odmienności, a nawet nie­nawiści do siebie. Są to wtórne reakcje na pierwotne doznania pragnień erotycznych do osób tej samej płci. Spowiednik nie powinien zaprzeczać odczuciom i potrzebom penitenta. W przeciwnym wypadku wspierałby mechanizm represji uczuć i potrzeb. Realizm psychologiczny penitenta trzeba spokojnie przyjąć.

Jeśli penitent poczuje się przyjęty, wówczas osłabnie w nim negatywne nastawienie do samego siebie. Potrzebuje on szacunku do siebie, by mógł podjąć walkę o siebie. Przecież w życiu walczymy o to, co ważne i wartoś­ciowe! Do walki potrzebujemy wewnętrznej siły. Wsparcie spowiednika oznacza, że staje on po stronie penitenta. Wyraża się ono w tym, że pod­kreśli on godność penitenta, osoby stworzonej na „obraz Boga”. Akcentuje przy tym płeć penitenta, mówiąc wprost: „Jesteś mężczyzną” lub „Jesteś kobietą”. Spowiednik może przypomnieć penitentowi, że skłonność homo­seksualna nie jest grzechem; nie prowadzi ona w sposób nieunikniony do seksualnych działań. W duszy człowieka jest miejsce na kontrolę siebie i wybór. Dlatego odpowiadamy za swoje czyny. Odpowiedzialni jesteśmy także za swoje „przeżywanie”, stąd warto edukować penitenta, by on sam nauczył się nie potęgować swojego przeżywania, a zwłaszcza by nie posił­kował się pornografią.

Niekiedy penitent nieświadomie przesuwa odpowiedzialność na innych. Wrażliwy spowiednik powinien jasno określać granice odpowiedzialności. Bywa, że spowiednikowi bardziej zależy na uporządkowanym życiu peni­tenta niż jemu samemu. W takiej sytuacji odpowiedzialność musi powrócić do adresata. Penitent powinien w sposób aktywny podjąć pracę nad sobą. Przełomem w tej pracy jest zrozumienie przez niego prawdziwych potrzeb emocjonalnych, ukrytych w potrzebach homoseksualnych. Gdy je odkryje, może nauczyć się zaspakajać swoje potrzeby bez ich seksualizacji. W tym procesie pomocnym narzędziem jest psychoterapia lub inny rodzaj pomocy psychologicznej. Obecnie ukazało się w Polsce wiele cennych publikacji na temat homoseksualizmu, godnych polecenia penitentom.

Ważny krok na drodze uzdrowienia stanowi przebaczenie. Na tym etapie pomoc spowiednika jest nieodzowna. Wiele czynników warunkuje wzrost psychiczny i duchowy penitenta. Zawsze jest to proces stopniowy i roz­ciągnięty w czasie. Wytrwałość i cierpliwość spowiednika to dla penitenta cenny dar. Spowiednik „rygorysta” nie wytrzyma długo z takim peniten­tem, zaś od spowiednika „liberalnego” czy „prohomoseksualnego” peni­tent odejdzie sam. Do konfesjonału przystępują także osoby z problemem homoseksualnym w bardziej złożonej sytuacji wewnętrznej i życiowej. Niektórzy z nich żyją w powtarzającym się cyklu: czyny homoseksualne, żal, spowiedź, pokuta itd. Niosą w sobie głód więzi, boją się samotności, są wciąż pobudzeni, żyją złudzeniami, spiętrzają emocje, wchodzą w uza­leżnienia. Przez wiele lat powtarzają swój cykl cierpienia. Czasem osiągają dno i wyznają wprost: „Mam dosyć tego homoseksualnego raju!”. To mo­ment ich przebudzenia.

Niestety, nie u wszystkich osób homoseksualnych on następuje i to z różnych powodów. Zmiany obyczajowe opóźniają najczęściej proces przebudzenia się tych osób. Bóg nie rezygnuje z człowieka, nawet jeśli on zrezygnował z siebie. Bóg jest źródłem nadziei dla zrozpaczonych, przeba­czeniem dla grzesznych, mocą dla słabych, odwagą dla bojaźliwych, Ojcem i Matką dla poranionych. Kto opuszcza człowieka, opuszcza Boga. Spo­wiednik pozostaje przy człowieku do końca.

 

Stanisław Morgalla SJ


polecamy:

73061     59334     dasz rade front     72396

Czy da się zgrzeszyć przeciwko Duchowi Świętemu?

Czy da się zgrzeszyć przeciwko Duchowi Świętemu?

Chciałoby się powiedzieć, że w tytułowej kwestii niestety nie mamy dobrych wiadomości. Tradycyjnie katechizmy wyliczają sześć szczegółowych grzechów w tej kategorii: o łasce Bożej rozpaczać, przeciwko miłosierdziu Bożemu grzeszyć zuchwałością, uznanej prawdzie chrześcijańskiej się sprzeciwiać, bliźniemu łaski Bożej zazdrościć, na zbawienne napomnienia być zatwardziałym, rozmyślnie trwać w niepokucie.

Katechizm Kościoła Katolickiego nie powtarza już tego szczegółowego wyliczenia, ale istotę grzechów przeciwko Duchowi Świętemu sprowadza do jednej zasady, formułując ją następująco: „Miłosierdzie Boże nie zna granic, lecz ten, kto świadomie odrzuca przyjęcie ze skruchą miłosierdzia Bożego, odrzuca przebaczenie swoich grzechów i zbawienie darowane przez Ducha Świętego.

Taka zatwardziałość może prowadzić do ostatecznego braku pokuty i wiecznej zguby”. Jak widać, wypowiedź Katechizmu pozbawiona jest kategorycznej stanowczości, którą znamy z naszych dziecięcych katechizmów. Nie ma tam stwierdzenia o nieodpuszczeniu grzechów przeciwko Duchowi Świętemu, ale jedynie (?), że jego popełnienie może prowadzić do wiecznej zguby.

Biblijne uzasadnienie tej nauki Kościoła znajdujemy w słowach Jezusa, który powiedział: że „jeśli ktoś powie słowo […] przeciwko Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym” (Mt 12,32, por. Mk 3,29; Łk 12,10). Czym jest owo „słowo przeciwko Duchowi Świętemu”? W poświęconej Duchowi Świętemu encyklice Dominum et Vivificantem Jan Paweł II wyjaśniał, że „nie polega ono na słownym znieważeniu Ducha Świętego, polega natomiast na odmowie przyjęcia tego zbawienia, jakie Bóg ofiaruje człowiekowi przez Ducha Świętego, działającego w mocy Chrystusowej ofiary krzyża”.

Grzech ten popełnia człowiek, który broni rzekomego prawa do trwania w złu, we wszystkich innych grzechach, i który w ten sposób odrzuca Odkupienie. Człowiek pozostaje zamknięty w grzechu, uniemożliwiając ze swej strony nawrócenie, a więc i odpuszczenie grzechów, które uważa jakby za nieistotne i nieważne w swoim życiu. Duch napotyka w człowieku wewnętrzny opór. Pismo Święte nazywa to „zatwardziałością serca”. Grzech przeciwko Duchowi Świętemu to mocne, wewnętrzne zamknięcie w człowieku na to, z czym przychodzi do niego Chrystus – na łaskę przebaczenia. To wcale nie Bóg nie odpuszcza mu grzechów, ale człowiek tak mocno zamyka się w sobie, że Bóg nie ma dostępu do jego serca. Mówiąc krótko: to nie Bóg nie chce mi wybaczyć. To ja nie chcę Jego przebaczenia.

Czy nie ma więc żadnej nadziei? W katechizmie autorstwa kardynała Roberta Bellarmina czytamy: „to przebaczenie jest bardzo rzadkim i trudnym, bo trudno i rzadko się zdarza, iżby ci, którzy wpadają w te grzechy, przyszli do prawdziwej pokuty. Nie masz przebaczenia na te grzechy: jest tu więc powiedziane w sposobie względnym; tak jak się mówi na przykład, nie masz lekarstwa na tę chorobę: co nie znaczy, że żadnym sposobem wyleczenie nastąpić nie może, lecz znaczy tylko, iż w zwyczajnym biegu rzeczy nie masz wyleczenia”.

Jaki miałby być ów „nadzwyczajny bieg rzeczy”? Dominikanin, ojciec Jacek Salij, komentując ten grzech, pisze: „choć miłosierdzie Boże jest nieskończone, nie jest przecież absurdalne”. Nie da się zakwestionować jednoznacznie tezy, że Bóg kapituluje wobec wolności człowieka, wolności posuniętej aż do odrzucenia Boga i Jego miłosierdzia. Co więc robić, by uniknąć nieodwracalnych skutków tego grzechu? Ano, uniknąć samego grzechu. Łasce Bożej zaufać, grzeszność własną uznać, miłosierdzie Boże przyjąć, pokutę podjąć. Przecież na nawrócenie nigdy za późno nie jest.

I to jest ta dobra nowina z nauki o grzechu przeciwko Duchowi Świętemu płynąca.

 

ks. Andrzej Draguła


polecamy:

73061     64372     73384     72396

Skrupuły – w labiryncie sumienia

Skrupuły – w labiryncie sumienia

Obok wielu pozytywnych fenomenów obserwowanych w wymiarze życia duchowego występują także zjawiska negatywne, obarczone zmaganiem i trudem. Do tych ostatnich należą skrupuły: stan wewnętrznej udręki i niepewności związany z wątpliwościami natury moralnej, które dotyczą własnego postępowania.

W sumieniu człowiek rozpoznaje, w świetle wyznawanego systemu wartości, co winien uczynić. Sumienie może działać uprzedzająco, przyzwalając na podjęcie konkretnego postępowania, albo niczym sygnalizacja świetlna na przejściu dla pieszych ostrzega przed podjęciem jakiegoś czynu. W sumieniu ocenia się także działania już dokonane, zatem osądza ono pouczynkowo sfinalizowane postępowanie. Jest również ważnym elementem rozumnej ludzkiej aktywności, skoro człowiek potrafi przekroczyć swe naturalne uwarunkowania, nie włada nim wyłącznie instynkt regulujący zachowania w świecie przyrody ożywionej. W dzisiejszych czasach niektórzy skłoni są, nieco przesadnie, traktować sumienie jako swoistego wewnętrznego policjanta lub prokuratora, który dociekliwe weryfikuje każdy rodzaj aktywności człowieka. Sumienie stanowi bowiem nieomylną podmiotową „wyrocznię”, wedle której trzeba postępować.

Dla zrozumienia natury skrupułów pomocne może okazać się sięgnięcie do łacińskiego źródłosłowia terminu, jakim nazwano owo problematyczne zjawisko. Scrupulus – dosłownie kamyczek – oznaczał pierwotnie niezwykle drobny odważnik, który przechylał szale tylko najczulszych wag.

Zastosowanie tego słowa w moralnym sensie odnosiło się więc do przesadnej drobiazgowości w roztrząsaniu kwestii dotyczących spraw związanych z funkcjonowaniem sumienia. Można porównać skrupuł do drobnego kamyczka, który dostał się do buta i czyni bolesnym jakiekolwiek przemieszczanie się. Problem polega jednak na tym, że tego kamyczka w bucie nie ma, chociaż obutemu użytkownikowi zdaje się zupełnie coś innego, albo – co czyni kwestię jeszcze bardziej zagmatwaną – nie ma on całkowitej pewności, czy jest lub czy go nie ma. Skrupulant trwa zatem w błędnym przekonaniu, które skutecznie go paraliżuje.

Skrupuły, z punktu widzenia etyki, polegają na obwinianiu się za zło, którego się de facto nie popełniło, lub na nieustannym lęku przed popełnieniem zła. Jak hipochondryk ma przeświadczenie, iż doskwiera mu jakaś dolegliwość, mimo że jest zdrowy, lub obawia się zarażenia chorobą, tak skrupulant żyje w stanie nieustannej obawy, iż splamił lub splami swe sumienie. Skrupuły mogą wdzierać się w ludzkie życie w różnym stopniu. Początkowo osoba może drobiazgowo rozdrapywać własne sumienie, obwiniając się o naganne działanie, gdy w istocie ono nie nastąpiło, by po jakimś czasie uporać się samodzielnie z owym nieprzyjemnym stanem. Podobnie skrupuły mogą mieć charakter krótkotrwały i ustąpić po właściwym wyjaśnieniu lub pouczeniu ze strony drugiej osoby. Oba przypadki można porównać do sytuacji, kiedy człowiek po wyjściu z domu zastanawia się, czy wyłączył żelazko lub zakręcił kurek z gazem. Wątpliwości i natrętne myśli mogą ustąpić po upewnieniu się – czasem kilkakrotnym – że nie ma obawy o pozostawiony dobytek.

Przejściowe skrupuły mogą wynikać z przepracowania, trudności życiowych, podupadającego zdrowia. Bywa jednak, iż skrupuły na trwałe zakorzeniają się w życiu człowieka, stając się trudnym do przezwyciężenia ciężarem, także ze względu na upór samego zainteresowanego, któremu niełatwo jest przyjąć inną perspektywę postrzegania samego siebie niż swoją zniekształconą. W niektórych przypadkach można mieć skrupuły odnośnie do własnych skrupułów, przez co czyni się swoją sytuację jeszcze bardziej kuriozalną.

W życiu skrupulantów dominują lęk i niepewność. Zatracają oni zdolność do praktycznego osądu swego postępowania. Chociaż potrafią trafnie oceniać teoretyczne sytuacje podobne do własnych i udzielać innym dobrych życiowych rad, wobec siebie pozostają bezradni. Paradoksalnie ich problem nie polega na braku wiedzy, wtedy wystarczyłaby zwykła porada. Obcując jednak ze skrupulantem, szybko można się przekonać, iż żadne kolejne racje oraz uzasadnienia nie mają większego znaczenia i nie przynoszą ulgi wobec natarczywych obaw. Skrupulantów cechuje uporczywy irracjonalny stan wątpliwości odnośnie do własnego postępowania, przy czym ich wewnętrznemu uciemiężeniu brak obiektywnych podstaw. Trudności w tym wypadku są innego rodzaju niż we wskazywanym przez moralistów „sumieniu zawikłanym”, gdy człowiek trwa w mylnym przeświadczeniu, iż normy moralne, którym musi zadośćuczynić, kolidują ze sobą i nie można tego stanu jednoznacznie rozstrzygnąć.

Osoba o delikatnym sumieniu jest nieobojętna wobec całej sfery zjawisk, jakie dzieją się w jej życiu; jej wrażliwość może być oznaką świętości. W przypadku penitenta o takim sumieniu spowiedź i uzyskana absolucja przynoszą spokój ducha. Skrupulant zaś będzie drobiazgowo wymieniał własne przewinienia, wyolbrzymiał swoje grzechy lub mnożył je, podczas gdy są one tylko wytworem jego lęku przed domniemaną niedoskonałością. Po wszystkim jeszcze bardziej będzie roztrząsać, czy wyznał wszystko, czy dopełnił należycie warunków sakramentu pojednania, czy spowiednik usłyszał itd.

Skrupulant długie godziny spędza na analizowaniu bez końca własnego zachowania oraz okoliczności konkretnych czynów. Owładnięty swoistą fobią grzechu wyobraża sobie potencjalne i niebyłe sytuacje, szukając wyjaśnień, prześwietlając motywy ewentualnych działań. Zdarza się skrupulantom połykać wielbłąda, a przecedzać komara (por. Mt 23, 24). Skupiając się na błahych sprawach, mogą zaniedbywać ważne obszary swego życia. W literaturze tematu znaleźć można różne koncepcje wyjaśniające powstawanie skrupułów. Autorzy podkreślający intelektualny wymiar skrupułów traktują to zjawisko jako rodzaj natręctwa podszytego lękiem, który uniemożliwia prawidłową ocenę moralną postępowania. Inni odsuwając funkcje intelektualne na plan dalszy, w genezie zjawiska skrupułów uwydatniają rolę zaburzeń emocjonalnych. Zwolennicy psychoanalizy wskazują na niedojrzałość emocjonalną skrupulantów, szczególnie zaś zauważają dominację superego. Podmiot znajduje się w stanie nieustannej presji, a co za tym idzie – niezdecydowania. W tym kluczu perfekcjonizm podkopywany jest przez niskie poczucie własnej wartości. Brak wewnętrznej spójności sprawia, że skrupulanci mają przeświadczenie o swej niewinności, choć jednocześnie czują się winni. Bywa też odwrotnie – postępują źle, ale nie chcą mieć poczucia winy. Wypaczają więc własne sumienie pokrętnymi racjami i drobiazgowymi analizami. Mechanizm zanegowania własnej winy obraca się z czasem przeciw nim. Skrupulanctwo jest w istocie podszyte egoizmem osoby, która chce mieć absolutną pewność własnej nieskazitelności.

Zewnętrzna prawość stanowić może fasadę wewnętrznej nieszczerości i splątania. Jakkolwiek sytuować kwestię przyczyn skrupulanctwa, należy przyjąć, iż czynniki psychiczne odgrywają znaczącą rolę w powstawaniu i utrwaleniu się skrupułów.

Na przekór trudnościom

Skrupulant jest zakładnikiem własnej nadwrażliwości, dlatego kwestia pomocy osobie owładniętej skrupułami stanowi osobne ważkie zagadnienie. W literaturze tematu zaobserwować można dwie zasadnicze strategie postępowania ze skrupulantami. Pierwsza nastawiona jest na radykalną konfrontację z iluzjami, którymi karmi się dana osoba. Surowe oceny i drastyczne reakcje mają zburzyć misterną konstrukcję, jaka utrwaliła się w umyśle skrupulanta. Druga taktyka stawia na łagodniejsze i pełne współczucia traktowanie osoby zmagającej się w swym sumieniu, której zachowanie jest odczytywane przez pryzmat bycia ofiarą dręczącej przypadłości.

Oba podejścia nie muszą się wykluczać. Z pewnością należy zważać na konkretne indywidualne uwarunkowania skrupulanta.

Skrupuły są symptomem wewnętrznego przesilenia dokonującego się w życiu człowieka, które może przytrafić się każdemu. Mało tego, mogą one wiązać się z ważnym etapem rozwoju duchowego. Poddanie się skrupułom może prowadzić do regresu, apatii lub poważnych chorób. Jednocześnie skrupuły są czasem próby, której sprostanie wzmocni człowieka i otworzy przed nim nowe horyzonty. Doświadczenie skrupułów uczy w praktycznym wymiarze pokory i służy wewnętrznemu uporządkowaniu. Owa przypadłość zdarzała się wielu wybitnym świętym – stanowiła dla nich ważny element duchowego oczyszczenia i wzrostu. Warto o tym z nadzieją pamiętać, na wypadek gdyby zjawisko to stało się naszym udziałem lub udziałem naszych bliskich. Rzeczywistość widziana oczami skrupulantów jest bowiem ponura, mroczna i nie do pozazdroszczenia. Tymczasem świat jest lepszy niż wydaje się to skrupulantom, zaś oni sami stanowią ważną część tego lepszego świata, choć nie zawsze mają tego świadomość.

Piotr Aszyk SJ


polecamy:

64372     75035     74057     72396