Czy zdarza Ci się manipulować Bogiem?

Czy zdarza Ci się manipulować Bogiem?

Manipulowanie Bogiem odbiera sens życiu, bo oddala od nurtu realnego życia i stawia poza nim, budując sztuczny świat. Jaki sens ma nieautentyczne życie?

Gdy ludzie spowiadają się z grzechów przeciw przykazaniu: „Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno”, najczęściej przyznają się do „wypowiadania imion” (w domyśle świętych). Czy rzeczywiście chodzi tu tylko o to, by nie mówić „Jezus, Maria”?

W tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia czytamy: „Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, w błahych rzeczach, bo nie pozwoli Pan, by pozostał bezkarny ten, kto wzywa Jego Imienia w błahych rzeczach” (Wj 20, 7).

Co oznacza określenie „w błahych rzeczach” czy – jak woli Katechizm – „nadaremnie”? Można je też przetłumaczyć: „do spraw próżnych”, czy jeszcze lepiej: „po to, by skłamać, do czynienia czegoś fałszywego”. Czy dopuszczalny jest fałsz, gdy wzywamy imienia Boga? Rodzi się pytanie, kiedy wzywamy imienia Bożego?

Pierwszym przykładem naruszenia tego przykazania może być praktyka składania przysięgi w imię Boże. Krzywoprzysięstwo jest poważną sprawą. Szczególnie politycy i urzędnicy bywają z niego rozliczani. Fałszywe świadectwo w sądzie może spowodować skazanie niewinnego. W kręgu kulturowym Starego Testamentu zgodne świadectwo dwóch mężczyzn mogło spowodować skazanie na karę śmierci. Przykład tego mamy w Księdze Daniela (rozdz. 13), gdzie dwóch „sprośnych” starców przez swoje krzywoprzysięstwo o mało nie spowodowało ukamienowania niewinnej Zuzanny. Krzywoprzysięstwo zaprzecza istocie Boga, bo wzywa Go, by był świadkiem kłamstwa, a przecież On jest Prawdą.

Istnieją też inne sposoby kłamliwego używania imienia Bożego. Chodzi o nadużywanie Bożego autorytetu do wywodów, które nie są prawdziwe, gdy chcemy na siłę udowodnić komuś coś, co nie koresponduje z prawdą o Bogu czy z prawdą o osobie lub jej życiu. Ilustruje to poniższa bajka:

Pewien chrześcijański intelektualista, który uważał, że Biblia jest literalnie prawdziwa aż do najmniejszych szczegółów, spotkał raz kolegę, który mu rzekł:
– Według Biblii Ziemia została stworzona około pięciu tysięcy lat temu. Znaleziono jednak kości świadczące, że życie na naszej planecie istnieje od setek tysięcy lat.
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać:
– Kiedy Bóg stworzył Ziemię pięć tysięcy lat temu, celowo umieścił te kości w ziemi, aby wypróbować, czy bardziej będziemy wierzyć twierdzeniom naukowców, czy Jego świętemu słowu.

Miejscem, gdzie bardzo często używa się imienia Bożego, jest liturgia. Może się zdarzyć, że i tu będzie to czcze, nadaremne. Dzieje się tak, gdy dana czynność liturgiczna, zamiast wyrażać moje nawrócenie (lub jego pragnienie), będzie chciała je zastąpić. Iluż ludzi uważa, że jest dobrymi chrześcijanami tylko dlatego, że chodzą do kościoła. Przy tym nie troszczą się o wrażliwość własnego sumienia i w konsekwencji czynią wiele zła bliźnim. Chodzą do spowiedzi, ale zapominają o zadośćuczynieniu. Jak wielu musi się gorszyć takim chrześcijaństwem? Przy takiej postawie kult, czyli modlitwa i liturgia, zakrawa na hipokryzję.

Ludzie wyrażają rożne opinie, mają swoje przekonania, lęki, a także interesy do załatwienia. Nie zawsze są one w pełni uczciwe i jasne, dlatego bywa, że starają się je podbudować Bożym autorytetem. Gdy przy tym mówią coś fałszywego, to grzeszą przeciw drugiemu przykazaniu.

Księga Hioba przynosi nam przykład ludzi, którzy chcieli bronić Boga, okrutnie przy tym kłamiąc. Szybko zostali przywołani do porządku. Mianowicie przyjaciele Hioba, widząc jego cierpienie, fałszywie oskarżyli go o to, że zgrzeszył. Chcieli go zmusić, aby przyznał się do grzechu, którego Hiob nie popełnił. Robili tak, bo pragnęli bronić Bożej sprawiedliwości, która według nich karze tylko winnych. Bogu nie spodobała się ich postawa. Potępił ją. Nawet Boga nie wolno bronić, posługując się fałszem.

Bywa też, że imienia Bożego używa się w sposób magiczny. Nie mamy wtedy do czynienia z modlitwą, przez którą człowiek chce odkryć wolę Bożą, ale ze zmuszaniem Boga, czy świętych, poprzez rożne formułki i ofiary do tego, by pełnili naszą wolę.

Nieco inną postawę ilustruje kolejna bajka:

Pewna matka nie mogła sobie poradzić z synkiem, który zawsze wracał do domu po zmroku. Dlatego przestraszyła go: powiedziała mu, że na ścieżce do domu pojawiły się jakieś duchy wychodzące zaraz po zachodzie słońca. Odtąd nie musiała mu przypominać, by wracał do domu w porę. Kiedy jednak chłopiec urósł, tak bał się ciemności i duchów, że nie było sposobu, by wyszedł z domu wieczorem. Wtedy matka dała mu medalik i przekonała go, że gdy będzie go nosił, duchy nie będą mu mogły zrobić nic złego. Teraz już chłopiec wychodzi

odważnie w ciemności, mocno ściskając swój medalik.

Grzechy przeciwko drugiemu przykazaniu mogą spowodować zgorszenie i w efekcie odrzucenie religii. W Katechizmie Kościoła katolickiego czytamy: „Bluźniercze jest również nadużywanie imienia Bożego w celu zatajenia zbrodniczych praktyk, zniewalania narodów, torturowania lub wydawania na śmierć. Nadużywanie imienia Bożego w celu popełnienia zbrodni powoduje odrzucenie religii” (2148).

Szczególną czujność muszą tutaj zachować nie tylko politycy, ale i kapłani. Ich słowa często są utożsamiane ze Słowem Bożym. Nadużyte mogą więc spowodować wielkie zniszczenie, zwłaszcza gdy ludzkie prawa miesza się z prawem Bożym. Również ci, którzy ich słuchają, powinni używać sumienia, oceniać, a nie bezkrytycznie przyjmować opinie nawet największych autorytetów.

Ludzie spowiadają się z bezmyślnego wypowiadania imion świętych, ponieważ czują, że robią coś, co jest nie do końca dobre. Żydzi nie wypowiadali imienia Jahwe, nawet gdy czytali na głos (a zawsze tak czytali) święte księgi. W miejscu, gdzie było wypisane „Jahwe”, czytali „Adonaj”, czyli Pan. Szanując tę tradycję, podczas liturgii nie czytamy „Jahwe Bóg”, tylko „Pan Bóg”. Nawet Biblia Tysiąclecia w kilku ostatnich wydaniach wprowadziła takie tłumaczenie. Tak wielki był szacunek dla tego imienia, że arcykapłan tylko raz w roku mógł wypowiedzieć Boże imię w najświętszym miejscu świątyni. Istnieje też pewien nurt w tradycji żydowskiej, utrzymujący, że na górze Synaj przy gorejącym krzaku Bóg w ogóle nie objawił swojego imienia. Na pytanie Mojżesza o to, jak się nazywa, Stwórca miał odpowiedzieć: „A cóż cię to obchodzi? Jestem, który jestem. I tyle”. Stąd ludzie mówili o Nim: „Jest, który jest”, a hebrajskim skrótem tego wyrażenia jest słowo „Jahwe”.

Jakkolwiek było, widzimy, że Boże imię jest czymś sakralnym, czyli odłączonym od zwykłego, powszechnego użytku. Zaczęliśmy od pokazania konsekwencji grzechu krzywoprzysięstwa. Powstaje jednak pytanie: czy samo składanie przysięgi nie jest grzechem? Przecież w Ewangelii czytamy: „(…) powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał (…). A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie” (Mt 5, 33-34).

W Katechizmie Kościoła katolickiego czytamy: „Powołując się na św. Pawła, tradycja Kościoła przejęła rozumienie słów Jezusa jako niesprzeciwiających się przysiędze, jeśli składa się ją z ważnego i słusznego powodu (np. w sądzie)” (2154).

Listy Pawłowe przynoszą dwa przykłady przysięgania na Boga przez Apostoła Narodów, a więc ucznia Chrystusa: „A ja wzywam Boga na świadka mojej duszy, iż tylko dlatego, aby was oszczędzić, nie przybyłem do Koryntu” (2 Kor 1, 23) oraz: „A Bóg jest mi świadkiem, że w tym, co tu do was piszę, nie kłamię” (Ga 1, 20).

Czy taka argumentacja wystarczy, by obronić się przed zarzutami anarchistów nastających na instytucję przysięgi? Myślę, że warto tu rozróżnić dwie rzeczy.

Czym innym jest to, że chrześcijanin – jak chce tego Chrystus – powinien zawsze mówić prawdę (nie tylko pod przysięgą), a czym innym prawo instytucji państwowych do zaprzysięgania świadków, urzędników lub innych funkcjonariuszy. Takie zaprzysiężenie daje prawo do sankcji, to znaczy do karania tych, którzy skłamali, i stawiania ich przed trybunałem. Bez tego trudno sobie wyobrazić dbanie o autorytet prawa.

Bywa, że ludzie używają imion świętych, aby przeklinać, a nawet dopuszczają się bluźnierstwa. Trzeba w takich chwilach odróżnić moment wielkiego bólu od zwykłego braku kultury. To przykazanie, ucząc nas szacunku do Boga, jednocześnie wyczula nas na odpowiedzialność za słowa, jakie wypowiadamy do bliźnich, a więc i szacunek do drugich.

JEZUS NA MECZU PIŁKARSKIM
Jezus Chrystus nam powiedział, że nigdy nie był na meczu piłkarskim. Tak więc razem z przyjaciółmi zabraliśmy Go, by zobaczył choć jeden. Walka była zaciekła między drużyną protestanckich „Uderzeniowców” i katolickich „Krzyżowców”.

Jako pierwsi strzelili „Krzyżowcy”. Jezus oklaskiwał entuzjastycznie i wyrzucił w górę kapelusz. Potem strzelili „Uderzeniowcy” i Jezus znowu klaskał z entuzjazmem i znowu rzucił w górę kapelusz. To, zdaje się, zmieszało pewnego człowieka za nami. Trącił Jezusa w ramię i zapytał:
– Za którą drużyną kibicujesz, dobry człowieku?
– Ja? – odpowiedział Jezus, wyraźnie podniecony meczem. – Nie kibicuję za nikim. Po prostu cieszy mnie gra.
Mężczyzna zwrócił się do swego sąsiada i mruknął:
– Hm, ateista.

  • Udało Ci się dokonać czegoś ważnego. Pewne okoliczności jednak przemilczałeś. Nie żałujesz tego. Ludzie nie znają całej prawdy. Udało się. Czy nie czujesz się zawstydzony?
  • Wychowujesz dziecko. Czy straszysz je nieraz Bogiem? Czy to pomaga Ci zapanować nad nim? Jaki będzie to miało wpływ na Twoje dziecko w przyszłości?
  • Regularnie się modlisz i uczestniczysz w liturgii. Nie żałujesz czasu, który na nią poświęcasz. Dlaczego nie żałujesz: czy dlatego, że rozmowa z Panem Bogiem Cię uspokaja i wycisza, czy Cię usypia? A może nie pozwala Ci zasypiać gruszek w popiele?

Jeśli te pytania Ciebie nie dotyczą, dopisz własne.

Jacek Siepsiak SJ


Polecamy:

                                   

Nie cudzołóż, czyli nie tylko o zdradzie i masturbacji

Nie cudzołóż, czyli nie tylko o zdradzie i masturbacji

Łatwo zgodzić się z twierdzeniem, że przykazanie to dotyka sfery intymnej. Jakie są implikacje tego stwierdzenia? Czy to znaczy, że jest to obszar tak osobisty i indywidualny, że nie powinien nikogo innego obchodzić i stąd wymyka się wszelkim regulacjom?

Są tacy, którzy tak rozumują i mówią: „To moja sprawa, przecież nikogo nie krzywdzę”. Starają się niejako oddzielić tę sferę życia od reszty. Żyją w pewnej dychotomii, którą za literaturą nazywamy moralnością pani Dulskiej: to, co na zewnątrz, ma być moralne, a to, co wewnątrz – niekoniecznie.

Tradycja biblijna potępia ten sposób myślenia. Jezus krytykował faryzeuszy właśnie za taką mentalność (zewnętrzna i wewnętrzna strona naczyń), a Stary Testament domagał się kary śmierci za cudzołóstwo. Nie da się bowiem oddzielić sfery intymnej od zewnętrznej. To, co seksualne w nas, jest zbyt ważne, by mogło nie wpływać na resztę życia. Bałagan w łóżku odbija się na wszystkich innych dziedzinach wspólnego życia małżeńskiego. Próbując temu przeczyć, będziemy się sami oszukiwali. Takie myślenie wynika z niedoceniania seksualności. Nieraz jest ono też próbą ucieczki od problemów ze swoją płciowością. Łatwiej wmówić sobie, że nie ma problemu albo że jest on mało istotny, niż go rozwiązać.

Inaczej mówiąc: łatwiej ukrywać chorobę, niż się leczyć. Jest tak zwłaszcza wtedy, gdy mamy do czynienia z nałogiem. Tego typu tendencje potęguje atmosfera tabu wokół spraw związanych z seksualnością. Wytworzyła się ona stosunkowo niedawno w naszej kulturze i tylko po części została odrzucona. Niektórym wręcz wydaje się, że wyrzeczenia w sferze seksualnej są cnotą. Ludzkiej natury nie da się oszukać, stąd tyle dramatów.

Zostaliśmy stworzeni jako „mężczyzna i kobieta”, a pierwsze słowa, jakie Bóg skierował do człowieka w Biblii, dotyczą naszej seksualności: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się…” (Rdz 1, 28). Cudzołóstwo uderza w to podstawowe powołanie człowieka. Burzy środowisko miłości, nie pozwala, by życie rozwijało się w pełni, podcina jego korzenie, zagrażając mu już na etapie rozwoju, to znaczy w dzieciństwie. To między innymi dobro dzieci, nawet tych jeszcze nieistniejących, domaga się wierności małżeńskiej rodziców, tak aby rzeczywiście mogły one wzrastać w zdrowej atmosferze.

Drugi opis stworzenia z Księgi Rodzaju podkreśla, że „mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2, 24). Grzech przeciwko szóstemu przykazaniu godzi w same podstawy człowieka i narusza tę jedność. Każdy człowiek szuka miłości, dlatego seks bez miłości, nawet w małżeństwie, jest czymś odpychającym.

Są też inne wykroczenia przeciw godności małżeństwa. Katechizm Kościoła katolickiego na pierwszym miejscu stawia tu rozwód wprowadzający nieporządek w komórkę rodzinną i w społeczeństwo, choć odróżnia go od koniecznej separacji, a także zaznacza, że „istnieje znaczna różnica między współmałżonkiem, który szczerze usiłował być wierny sakramentowi małżeństwa i uważa się za niesłusznie porzuconego, a tym, który wskutek poważnej winy ze swej strony niszczy ważne kanonicznie małżeństwo” (KKK 2386). Argumentacja ta na tyle mocno wpłynęła na prawo Kościoła prawosławnego, że zezwala on na powtórne małżeństwo stronie porzuconej. Ostatni synod o rodzinie potwierdził, że rozpad małżeństwa jest złem. Nie oznacza to jednak, że jest złem, z którego nie da się wyleczyć. Synod zaproponował drogę wzrostu chrześcijańskiego tym, którzy postanowili leczyć siebie (i swoje potomstwo) powtórnym związkiem.

Coraz częściej mamy do czynienia z „wolnymi związkami”. Ludzie nie chcą formalizować swojej relacji. Z jednej strony wielu uważa, że to, z kim tworzą dom i rodzinę, to ich prywatna sprawa i społeczeństwu nic do tego (nie potrzebują „papieru”), a z drugiej strony coraz więcej żyjących w związkach homoseksualnych domaga się uznania ich przez społeczeństwa, a nawet nazywania ich małżeństwami. Jedni i drudzy oczywiście chcieliby pomocy ze strony państwa. Sytuacja ta rodzi pytania o granice między sferą prywatną a publiczną i o wzajemność relacji społecznych.

Życie „na próbę” wydaje się bardzo rozsądne: „Żeby potem nie żałować”. Pytanie brzmi jednak: Czy można tylko na próbę stworzyć jedno ciało, nowe życie? Czy zniszczenie związku, także tego, który był tylko „czasowy”, nie wiąże się z ogromnym żalem i bólem? Pornografia kreuje nierzeczywiste wzorce zachowań seksualnych. Człowiek, żyjąc w świecie bajek na temat seksu, tak naprawdę staje się mniej zdolny do wchodzenia w dojrzałe relacje partnerskie.

Rodzi się też problem przytępionej wrażliwości, braku delikatności, a przede wszystkim oczekiwania na automatyczne rozładowanie napięć. Gdy współmałżonek używa pornografii, często jest to przeżywane co najmniej jako zagrożenie dla wierności małżeńskiej, wręcz jako jej złamanie. Ludzie w takich związkach czują się odtrąceni.

Mówienie o wierności w małżeństwie może być bolesne dla homoseksualistów. Zmuszanie tych osób do małżeństwa mija się z celem. Katechizm zwraca uwagę: „Osoby takie nie wybierają swej kondycji homoseksualnej; dla większości z nich stanowi ona trudne doświadczenie. Powinno się traktować je z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. (…) Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one – stopniowo i zdecydowanie – do doskonałości chrześcijańskiej” (KKK 2358, 2359).

Wśród innych grzechów przeciw szóstemu przykazaniu wymienia się masturbację. Dotyczy ona seksualności i ma wpływ na obecne czy przyszłe pożycie małżeńskie. Jest to „akt wewnętrznie i poważnie nieuporządkowany”, ale „w celu sformułowania wyważonej oceny odpowiedzialności moralnej konkretnych osób i ukierunkowania działań duszpasterskich należy wziąć pod uwagę niedojrzałość uczuciową, nabyte nawyki, stany lękowe lub inne czynniki psychiczne czy społeczne, które zmniejszają, a nawet redukują do minimum winę moralną” (KKK 2352). Wpędzanie osób zmagających się z tym problemem w poczucie winy najczęściej podcina im skrzydła i utrudnia poprawę.

Seksualność zawsze rozpalała ludzką wyobraźnię, stąd nauczanie Kościoła w tej materii jest bardzo obfite. Niektórzy święci powiedzieli na ten temat zaskakująco mało. Na przykład św. Ignacy Loyola, pisząc w Konstytucjach Towarzystwa Jezusowego o czystości, wspomniał tylko, że jezuici pod tym względem mają być jak aniołowie. Chcąc z tego lakonicznego zdania wydobyć jak najwięcej, komentatorzy wskazują na to, że czystość powinna być misyjna, to znaczy jezuici, podobnie jak aniołowie, mają jednocześnie wpatrywać się w oblicze Boże i pełnić rożne misje i posługi.

Korzystając z tych intuicji, warto się zastanowić, na ile moje przeżywanie seksualności daje mi wolność, konieczną do autentycznego zaangażowania. Czy ten, kto stał się niewolnikiem seksu, nie żałuje, że nie stać go na miłość, która jest darem danym w sposób wolny? Nie mylmy jednak uzależnienia od seksu z silną więzią emocjonalną rodzącą się również pod wpływem współżycia.

 

Jacek Siepsiak SJ


Polecamy:

                                   

Dominikanie czy jezuici, kto lepiej spowiada?

Dominikanie czy jezuici, kto lepiej spowiada?

Zarówno u dominikanów jak i jezuitów chętnie spowiada się wielu penitentów. Panuje jednak przekonanie, że jeśli ktoś chce rozwijać się duchowo, powinien skorzystać z ćwiczeń duchowych, napisanych przez założyciela jezuitów.

Czy zakony, które w swojej historii nieraz między sobą rywalizowały, potrafią w tej kwestii dość do porozumienia?

Cykl wideo „Jezuici vs. dominikanie, czyli kto jest bardziej papieski?” został nagrany w czasie 20. Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie.


Polecamy:

74674     75035     meskie_serce_audiobook_7     73295