Jak się spowiadać, żeby nie zadręczyć siebie i księdza? [FILM]

Jak się spowiadać, żeby nie zadręczyć siebie i księdza? [FILM]

„Spowiedź jako sakrament uzdrowienia. Czyli jak się spowiadać, żeby nie zadręczyć siebie i księdza?”. Pod takim tytułem o. Krzysztof Pałys OP wygłosił wykład  9 stycznia 2014 r. w łódzkim klasztorze oo. dominikanów. Spotkanie było częścią całorocznego cyklu „Credo” poświęconego spowiedzi.

Materiał dzięki MaskacjuszTV


Polecamy:

               

Nie krzywdź się w konfesjonale!

Nie krzywdź się w konfesjonale!

Wielu penitentów często wyznaje to, co tak naprawdę nie jest ich grzechem, lub wyznaje fałszywe grzechy, za które nie mogą uczciwie żałować, dostrzegają bowiem, że – w takiej samej sytuacji – wkrótce znów je popełnią.

Z tego powodu wielu opuszcza konfesjonał z ogólnym poczuciem niezadowolenia, ponieważ nie wyznali tego, co stanowi ich główny problem sumienia, albo czują się zawiedzeni postawą spowiednika i mają pretensje zarówno do niego, jak i do Boga, za własną bezsilność. Wśród takich penitentów można bowiem odnaleźć osoby, które w spowiedzi szukają środka do pomniejszenia własnej odpowiedzialności przez przedstawianie siebie jako ofiary złych okoliczności.

Nasza kultura jest podejrzliwa wobec jakichkolwiek oznak zależności, jednak niektórzy psycholodzy podkreślają, że owocne uczestnictwo w religijnych rytuałach wymaga wejścia w „regresję do zależności”. Normalna regresja do zależności zdarza się przez cały okres naszego życia i dostarcza potrzebnego do właściwego funkcjonowania poczucia oparcia i troski, a więc także zdolności zawierzenia swego życia Bogu czy otwarcia się wobec spowiednika. Poza jednak taką zdrową zależnością wiele osób przychodzących do spowiedzi szukać w niej może środka, a w spowiedniku „narzędzia”, do radzenia sobie z własną życiową niezaradnością czy to z powodu niewłaściwego wychowania, czy też wskutek przeżytej traumy, na przykład wykorzystania seksualnego. Niektórzy penitenci będą prezentowali wszystkie symptomy osobowości zależnej, szukając w spowiedniku, którego często identyfikują z Bogiem, „super opiekuna-rodzica”. Postawa ta może być wzmocniona przez spowiednika, jeśli będzie podkreślał i gratyfikował takie cechy charakteru penitenta, jak: poddańczość, podporządkowywanie się, łagodność, posłuszeństwo i „pokorę”.

Mylenie pokuty z chęcią ukarania siebie

Penitenci, którzy mylą pokutę z chęcią ukarania samego siebie, to najczęściej albo skrupulanci, albo osoby, które wyznają nie grzechy, a raczej braki osobiste czy charakterologiczne, i to w taki sposób, że można u nich mówić o swoistym masochizmie lub ucieczce we współczucie. Spowiednik może mieć wrażenie z kontaktu z takim penitentem, że czerpie on przyjemność z upokarzania się przed nim. Taka postawa ma często na celu zyskiwanie sympatii spowiednika, który będzie dzielił problemy i darzył akceptacją; w sumie wskazuje ona na osobowość niedojrzałą i histeryczną.

W przypadku zaś skrupulanta spowiednik będzie miał do czynienia z neurotycznym poczuciem winy i sposobem samooskarżania się podszytym wielkim lękiem. Problemy takiego penitenta nie tkwią jednak w jego grzesznych postawach, ale w obrębie nierozwiązanych i nieuświadomionych konfliktów. Powtarzanie zaś tych samych samooskarżeń z popełnionych czynów może służyć ukrywaniu tych postaw, które rzeczywiście motywują penitenta w życiu. Legalizm wśród penitentów będzie przejawiał się w nadmiernej koncentracji na sprawach powierzchownych i wiecznym niezadowoleniu ze spowiednika. Taki penitent będzie się spierał ze spowiednikiem o „każde słowo”, czując się przez niego albo niezrozumianym, albo źle ocenionym. Ponieważ problem takiego penitenta leży w innej sferze jego funkcjonowania, spowiedź „od początku” skazana jest na „niepowodzenie”, bo penitent nie korzysta z niej w celu zbliżenia się do Boga, ale odsunięcia się od swego głównego problemu.

Szukanie spowiedzi w celach terapeutycznych

Kiedy cierpienie penitenta nie jest duchowej natury lub kiedy nie może on swego grzechu jednoznacznie nazwać, szukanie „rozwiązania” problemu w spowiedzi może być dla niego okazją do zranienia. Ludzie mogą szukać spowiedzi po to, aby poradzić sobie lub zmniejszyć niezrozumiały lęk, znaleźć „lekarstwo” na problemy emocjonalne, takie jak niska samoocena i poczucie bycia „złą osobą”, lęk i poczucie winy związane z seksualnością, konflikty z bliźnimi, depresję i niesprawiedliwość.

W takich wypadkach penitenci szukają jednak ulgi, a nie nawrócenia i oczekują bezwarunkowego rozgrzeszenia w sytuacji, w której ich „wyznania” nie powinny stać się przedmiotem absolucji. Rozgrzeszenie udzielone bowiem na podstawie takich trudności odbiera penitentom możliwość konfrontacji z ich emocjami, równocześnie utwierdzając w nich błędne przekonanie, że ich problemy są rzeczywiście grzechami, co tylko zwiększa u nich i tak już obecne neurotyczne poczucie winy i wstydu. Poczucie wstydu, żalu, samotności, bycia niekochanym czy mało wartościowym nie zanikają z chwilą otrzymania rozgrzeszenia. Doświadczenie przebaczenia w relacji do Boga nie oznacza, że penitent poradził sobie ze swym życiem. Trzeba jednak pamiętać, że dla wielu takich osób kontakt ze spowiednikiem ma ogromne znaczenie i wpływa na stan ich psychologicznego funkcjonowania. Kiedy ludzie wierzą, że Bóg im wybacza grzechy i że ich relacja z Bogiem jest teraz we właściwym stanie, to mogą z większą odwagą spojrzeć również na swoje ludzkie problemy – trwa w nich bowiem nadzieja, że nie zostają z nimi sami. Spowiednik jednak musi pomóc im nazywać i rozeznawać zarówno sferę ich ducha, jak i psychiki, i wystrzegać się wchodzenia w rolę psychoterapeuty. Niezmiernie istotną kwestią jest tutaj zmotywowanie penitenta do skorzystania z fachowej pomocy medycznej lub psychoterapeutycznej, jeśli jest mu ona potrzebna według rozeznania spowiednika, jak również umiejętność współpracy spowiednika z lekarzami, psychologami czy psychoterapeutami w odniesieniu do duchowych i ludzkich problemów penitentów-pacjentów.

Spowiednik duchowym terapeutą

Sakrament pojednania powinien w życiu penitenta stać się okazją do spotkania i przeżywania Boga uzdrawiającego całą osobę ludzką. W spowiedzi bowiem penitent spotyka się z Bogiem miłującym człowieka, który nie pozostawia go samotnie w doświadczeniu cierpienia i grzechu, lecz troszczy się o to, byśmy życie mieli i mieli je w obfitości (por. J 10, 10).

Działanie Boga w człowieku urzeczywistnia się we wspólnocie Kościoła, który – jak to pięknie określił św. Jan Chryzostom – jest „duchowym szpitalem”. Kościołowi dane są sakramenty – lekarstwa leczące duszę i ciało każdego wierzącego. Świadome zaś korzystanie z nich otwiera dostęp do wielkiej mocy Bożej, dzięki której już tutaj, po tej stronie życia, możemy doświadczyć duchowego uzdrowienia i zbawienia. Spowiednik musi być jednak świadomy, gdzie kładzie podstawowy akcent w sprawowaniu sakramentu pojednania. Czy umieszcza go na przejawach pokuty, czy też duchowej porady? Czy rozpatruje spowiedź w kategoriach głównie jurydycznych i postrzega w niej Chrystusa jako Sędziego, czy odnosi się do niej raczej w kategoriach terapeutycznych, widząc w Chrystusie  Dobrego Lekarza? Czy pojmuje grzech przede wszystkim jako naruszenie Prawa, czy też raczej postrzega go jako przejaw wewnętrznej choroby? Akcentuje bardziej wiązanie i odpuszczanie, czy raczej uzdrowienie? Właściwe sprawowanie sakramentu pojednania zawiera się w integracji obu tych podejść. Spowiednik musi jednak pamiętać, że penitent przynosi Chrystusowi nie spis brudnych grzechów, ale siebie samego, nie tylko swoje uczynki, ale głębsze zranienie swego człowieczeństwa – uzdrowienie zaś wymaga czasu. Spowiednik powinien pomóc penitentowi w uświadomieniu sobie, że spowiedź jest zarówno wydarzeniem, jak też całym procesem.

Nie chodzi więc o to, aby spowiednicy mówili penitentom, co powinni robić, ale pomagali im, przy użyciu ich własnej wolności, w stawaniu przed Bogiem w pełni ich własnej świadomości i w podejmowaniu uzasadnionej decyzji. Celem spowiedzi jest szkoła uzdrowienia.

Dla uniknięcia krzywd w konfesjonale, jak również nabycia zdolności ich przezwyciężania i naprawiania warto, aby każdy spowiednik pamiętał, że choć „kapłan użycza swych rąk i języka, wszystko dokonywane jest przez Ojca, Syna i Ducha Świętego” – jak nauczał św. Jan Chryzostom, a „spowiedź nie jest i nie powinna stać się techniką psychoanalityczną czy psychoterapeutyczną” – jak mówił Jan Paweł II. „Dobre przygotowanie psychologiczne i znajomość nauk o człowieku w ogóle z pewnością ułatwią spowiednikowi poznanie tajników sumienia oraz dokonywanie rozróżnień – co nie zawsze jest łatwe – między czynami prawdziwie «ludzkimi» (czyli takimi, za które ponosi się odpowiedzialność moralną) a czynami «człowieka ». Te ostatnie bywają uwarunkowane mechanizmami psychologicznymi (patologicznymi lub powstałymi wskutek zadawnionych przyzwyczajeń), które zwalniają z odpowiedzialności albo ją ograniczają. Sami penitenci często nie uświadamiają sobie różnic dzielących te dwie sytuacje wewnętrzne”.

Jacek Prusak SJ


Polecamy:

74752     59334     72396     73153     74057     dasz rade front     75615

O mocy, która daje wolność

O mocy, która daje wolność

Joanna Podsadecka: Skoro Bóg ma dar przenikania sumień, to po co spowiedź?

Ks. Jan Kaczkowski: Z dwóch powodów. Po pierwsze, nie jesteśmy aniołami i potrzebujemy pewne rzeczy usystematyzować, wypowiedzieć, nazwać. Samo nazywanie porządkuje sumienie, sprzyja namysłowi, pomaga w świetle odpowiedzialności spojrzeć na to, co zrobiliśmy, albo co zamierzamy zrobić. Po drugie, nie do przecenienia jest aspekt psychologiczny. Wypowiedzenie tego, co mamy w sobie, daje nam pewność, że skoro to zostało nazwane, nie trafiło w próżnię, ale zostało przez kogoś, a konkretnie: przez Boga, wysłuchane. To są dwa najważniejsze powody istnienia spowiedzi usznej. Chętnie dodam trzeci. Mocno wierzymy, że w sakramencie, w tych słowach: „odpuszczam tobie grzechy” (ale nie ja, Jan Kaczkowski, tylko Bóg, bo ja to robię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego), w tym niepozornym znaku krzyża i modlitwie mieści się niezwykła moc, która nam daje wolność.

Jaki wpływ na kapłana mają spowiedzi? Czy budują go te historie, kiedy człowiek siebie przekroczył, a dołują te, gdy widzi, że człowiek nie podołał?

Jeżeli jest się spowiednikiem profesjonalnym i dojrzałym, to potrafi się zachowywać dystans. Jest więc radość, gdy się widzi, że człowiek potrafi zadziwić swoją szlachetnością. Jest też ból, kiedy człowiek się poddaje. Najbardziej boli, jeżeli prowadzisz penitenta przez długi czas i już ci się wydaje,  że poderwał się do lotu, lecz zaraz na twoich oczach nie udaje mu się pokonać pierwszej przeszkody i się roztrzaskuje.

Odmówiłeś komuś rozgrzeszenia?

Nigdy nikomu nie odmówiłem rozgrzeszenia. Zdarza się jednak, że z obiektywnych przyczyn przesuwam rozgrzeszenie na dalszy czas.

Gdy mówisz komuś, że przesuwasz je na dalszy czas, to znaczy, że jakich warunków nie spełnił, żeby je uzyskać?

Nie spełnił warunków ważnego i godziwego rozgrzeszenia, czyli albo nie żałował za grzechy, albo nie obiecywał poprawy, albo połączył ze sobą te elementy i trwał w uporze. Kiedy pytam, czy nie żałuje za grzech i pada odpowiedź: „Tak, nie żałuję”, to wtedy – bez względu na to, jakiej wagi jest ten grzech – muszę przesunąć udzielenie rozgrzeszenia.

Nawet jak grzech był lekki?

Nawet jak był lekki.

A trzeba się spowiadać z lekkich grzechów?

Powinno się spowiadać z lekkich grzechów, bo kiedy się z nich nie spowiadamy, to one zalegają w sumieniu i otwierają drogę do grzechów ciężkich.

Co w sytuacji, kiedy ktoś nie uznaje za grzech tego, co według Kościoła jest grzechem?

To trzeba przyjąć skomplikowaną naukę o tym, że sumienie błędne niepokonalnie obowiązuje. Kościół ci mówi, że coś jest grzechem, wszyscy ci mówią, że coś jest grzechem, a ty mówisz w swoim sumieniu i dokładnie tak czujesz: „Nie, to nie jest grzechem”. Jeżeli dochowałaś staranności,  dowiedziałaś się ze wszystkich możliwych źródeł na temat tego grzechu i nadal jesteś święcie przekonana, że to nie jest grzechem, to powinnaś iść za własnym, chociaż błędnym, sumieniem. Bo jeżeli nie, to grzeszysz. Zawsze kiedy łamiemy własne sumienie, grzeszymy.

Grzech musi być świadomy, dobrowolny i dotyczyć materii poważnej. Osąd, co jest materią poważną, a co nie, nastręcza trudności.

Niewątpliwie ważenie grzechów jest problemem. Pamiętam ze studiów profesora historii Kościoła, który z nas, teologów moralnych, kpił: „I co? Będziecie teraz ważyć i mierzyć grzechy?”. W Katechizmie Kościoła katolickiego ten problem jest poruszony. Materia poważna to złamanie przykazania Bożego lub kościelnego w ważnej materii z pełną dobrowolnością i świadomością, że jest to grzechem, w dodatku grzechem ciężkim.

Najtrudniej jest określić dobrowolność.

Jeśli gimnastykujemy własne sumienie, staje się ono coraz sprawniejsze. Mięsień sumienia musi pracować, żeby był silny. Naprawdę jesteśmy w stanie określić, jaki czyn był dobrowolny. Jeżeli kłócę się z rodzicami i strzelę jakąś złośliwością, żeby zabolało, to znaczy, że popełniłem grzech ciężki. Kiedy jednak się pokłóciłem, nawet mi nerwy puściły zupełnie, ale mnie ukłuło sumienie i powiedziało: „Przestań!”, to myślę, że mogę to rozpatrywać jako grzech lekki. A jeśli dodatkowo w tym momencie wycofałem się i przeprosiłem, to tym bardziej. Sumienie to przestrzeń, wokół której ogniskuje się moje myślenie. Bo Pan Bóg mówi do nas w sumieniu.

 

Zapraszamy na stronę dacierade.pl, gdzie jeszcze więcej o ks. Janie i ostatniej z nim rozmowie

 


polecamy:

dasz rade front     73667     72746

Spowiedź – czy to ma sens?

Spowiedź – czy to ma sens?

Przez długie lata spowiedź stanowiła jedną z najbardziej podstawowych praktyk religijnych przeciętnego katolika. Ostatnio coraz częściej jednak słyszy się pytania: Dlaczego mam chodzić do spowiedzi? Dlaczego nie mogę wyznać swoich grzechów samemu Bogu?

Jak to zwykle bywa, po­stawienie pytania nie nastręcza większych trudności, lecz znalezienie właś­ciwej odpowiedzi wymaga zazwyczaj wiele wysiłku. Osobista rozmowa z Bogiem na temat własnych grzechów jest niewątpliwie dobrym zwycza­jem. Ściśle rzecz biorąc, nikt nie jest przecież zobowiązany do korzystania z sakramentu pojednania, jeśli nie znajduje się w stanie grzechu ciężkiego, a pragnie przyjąć Komunię, na przykład w okresie wielkanocnym.

Istnieją zasadniczo dwa rodzaje żalu za grzechy: zamknięty i otwarty. Pierwszy z nich to poczucie winy z powodu popełnionego zła. Człowiek przeżywający taki żal jest skupiony na sobie, a nierzadko poddaje się zniechęceniu i rozpaczy. Krańcowym przykładem tej postawy jest Judasz. Dru­gi rodzaj żalu to prawdziwa pokuta. Charakteryzuje ją otwarcie na bliź­nich oraz potrzeba wyznania popełnionego grzechu. Człowiek taki pragnie „zrzucić z siebie” ciężar winy. Często zatem mówi się, że spowiedź jest lekarstwem dla duszy. Ten rodzaj żalu znajdujemy u św. Piotra. Kiedy Jezus spojrzał na niego z niemym wyrzutem (por. Łk 22, 61), Piotr najpierw wy­szedł na zewnątrz, by zapłakać w samotności, lecz później powrócił do braci i wyznał zmartwychwstałemu Panu swój grzech (por. J 21, 15-18). Przystę­pując do spowiedzi, naśladujemy więc także zachowanie św. Piotra.

Pytania o sens korzystania z sakramentu pojednania wskazują w głów­nej mierze nie tyle na same wątpliwości odnośnie do celowości tej praktyki religijnej, ile raczej na sposób myślenia pytającego. Dostrzec tutaj bowiem można wyraźnie zaznaczony indywidualizm, który przejawia się w przeko­naniu, że każdy człowiek sam zbliża się do Boga. Takie poglądy narzucają niejako Bogu drogę zbawienia, gdy tymczasem Bóg ma własny plan.

Przekonujemy się, że Jego drogi różnią się od naszych wyobrażeń. Bóg pragnie, byśmy żyli w bliskiej więzi z innymi ludźmi i wspólnie z nimi zdążali ku Niemu. Zauważmy, że na Sądzie Ostatecznym będziemy pyta­ni o nasz stosunek do bliźnich (por. Mt 25, 31-46), a zatem indywidualne zabieganie o własne tylko zbawienie nie jest zgodne z Bożym planem. Wy­pływa stąd następujący wniosek: prywatne akty skruchy – chociaż mają wielką wartość – nie mogą zastąpić sakramentu pojednania. Zgodnie z na­szą tradycją akty te są poddane sakramentowi i stanowią w pewnym sensie przygotowanie do niego.

Powyższe refleksje można wyrazić i tak: nie wystarczy zabiegać o po­jednanie z Bogiem Ojcem poprzez wewnętrzne akty skruchy; konieczne jest także pojednanie z Synem żyjącym w swoim Kościele. Dla chrześcija­nina świadomego własnej współodpowiedzialności za bliźnich nie istnieje pojęcie grzechu całkowicie prywatnego. Sobór Watykański II przypomina nam, że grzesząc, zadajemy ranę Kościołowi. Kiedy zaś wyrządzamy zło bliźnim, ranimy samego Jezusa. Słuszne zatem wydaje się, że przebaczenie powinno być związane z odtworzeniem zerwanych więzi. Jeżeli pragnie­my pojednania z Chrystusem, musimy spotkać się z Nim w osobie kapłana odpuszczającego nam grzechy. Powracamy wówczas jednocześnie do Koś­cioła, któremu zadaliśmy ranę. Sakrament pojednania jest więc w pewnym stopniu zadośćuczynieniem za nasze egoistyczne dążenie do samowystar­czalności.

Kościół wciąż odkrywa ogromne bogactwo, jakie kryje w sobie prakty­ka spowiedzi indywidualnej. Do najcenniejszych wartości należy niewąt­pliwie doktryna głosząca, że każdy człowiek jest osobiście odpowiedzialny za swoje czyny. W ciągu wieków próbowano niekiedy doktrynę tę podwa­żać. Na przykład w okresie powstania protestantyzmu dość powszechne stało się przekonanie o fatalizmie zła. Uważano, że człowiek jest niejako skazany na grzech, przed którym nie ma żadnej ucieczki. Sobór Trydencki zajął w tej kwestii stanowisko, stwierdzając, że nauka o osobistej odpowie­dzialności znajduje potwierdzenie między innymi w praktyce spowiedzi indywidualnej. Wszyscy wiemy, że nasze zachowanie jest często uwarun­kowane okolicznościami zewnętrznymi; niemniej prawdą jest również i to, że obdarzeni zostaliśmy wolną wolą i dlatego mamy możliwość podejmo­wania własnych decyzji.

Mówiąc o wolnej woli, musimy pamiętać, że istotnie zdolni jesteśmy do wyboru zła bądź dobra. Możemy zatem zaprząc swoją wolność w służbę bliźnim; możemy również podążyć drogą grzechu. Dopóki nie dostrzeżemy takiej alternatywy, nigdy nie zdołamy szczerze zawołać: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika! (Łk 18, 13).

W dzisiejszym świecie wiele się mówi o wolności, lecz równocześnie widoczna jest także skłonność do ucieczki przed nią. Ludzie nierzadko pró­bują zagłuszyć wyrzuty sumienia, usprawiedliwiając własne postępowanie powszechnie spotykaną normą: „Dlaczego nie miałbym ukraść jakiegoś drobiazgu w sklepie? Wszyscy to robią!”; „Cóż złego jest w braniu nar­kotyków? Wszyscy moi znajomi biorą!”. Wobec takich skłonności konfe­sjonał jawi się jako wyraźny znak naszej osobistej odpowiedzialności oraz jako wezwanie do ponoszenia konsekwencji własnych czynów.

Upowszechnienie odnowionej liturgii przyczyniło się do rozwoju świa­domości, że odpuszczenie grzechów możliwe jest w Kościele nie tylko za sprawą sakramentu pojednania. Zauważmy na przykład, że akt pokuty roz­poczynający Mszę świętą pomógł katolikom zrozumieć, że sama Euchary­stia ma moc gładzenia grzechów. W wielu krajach obserwuje się obecnie odchodzenie od praktyki regularnej spowiedzi. Zjawisko to niejednokrotnie jest wynikiem słabnącego życia wiary, lecz można dostrzec w nim także aspekt pozytywny – chociażby wspomnianą już znajomość innych dróg uzyskania przebaczenia poza sakramentalnym rozgrzeszeniem.

Kiedy liczba penitentów przystępujących do spowiedzi zaczęła wyraź­nie maleć, wiele osób sądziło, że sakrament pojednania zaniknie samoist­nie. Dzisiaj wiadomo już, że tak się nie stało, a głębsza refleksja nad sensem tego sakramentu oraz ogromem dobra kryjącym się w praktyce spowiedzi indywidualnej pozwala mieć nadzieję, że nie stanie się tak również w przy­szłości. „Spowiedź jest lekarstwem dla duszy”. Istotnie, spowiedź wypływa z potrzeb ludzkiej natury.

Indywidualne celebrowanie sakramentu pojednania oznacza zasadniczo osobiste spotkanie Kościoła z jednym ze swych członków, którego pierwowzorem jest ewangeliczny opis spotkań Chrystusa z grzesznikami. We współczesnym świecie coraz większym problemem staje się anonimowość, dlatego warto podkreślić, że możliwość indywidualnej rozmowy z kapła­nem o najważniejszych sprawach własnego życia wychodzi naprzeciw pragnieniom ludzkiego serca. Jeśli dodatkowo rozmowa ta pogłębiona jest o łaskę sakramentalną, wówczas nie sposób znaleźć lepszej i skuteczniej­szej pomocy w pokonywaniu swoich słabości.

Raymond Maloney SJ


polecamy:

59334     73153     72396     74083