Kościół zawsze podkreślał, że w nawróceniu charakterystyczne są trzy aspekty: skrucha, wyznanie grzechów oraz zadośćuczynienie, czyli to, co większość ludzi nazywa dzisiaj pokutą. Przybierają one różne formy zależnie od tego, czy penitent przystępuje indywidualnie do sakramentu pojednania, czy też uczestniczy we wspólnotowym celebrowaniu.
Jednym z najważniejszych tekstów Nowego Testamentu na temat natury skruchy jest przypowieść o synu marnotrawnym. Zasadnicze jej przesłanie zostało wyrażone poprzez porównanie wrażliwego serca młodszego brata z kamiennym sercem starszego. Nie jest to jednak jedyna prawda, jaką Jezus ukazał nam w tej przypowieści. Dla wielu bowiem osób jej głównym bohaterem nie jest syn – rozrzutnie wydający pieniądze, lecz ojciec – rozrzutnie rozdający swą miłość. Tragedia ojca polegała na tym, że obaj synowie – oczywiście każdy na swój sposób – byli ślepi na ogrom jego miłości, mimo iż mieszkali z nim tak długo pod jednym dachem. Istotnie, grzech jest swego rodzaju ślepotą. Przypowieść ta wzywa nas zatem do otwarcia oczu i przyjęcia miłości Niebieskiego Ojca, od którego odsuwamy się, kiedy grzeszymy. Zauważmy, że źródłem naszych grzechów jest w dużej mierze zamknięcie się na dobroć Boga.
W przypowieści o synu marnotrawnym lub – jak chcą niektórzy – o dobrym ojcu Jezus ukazał nam prawdziwe oblicze Boga. Niestety, bardzo często zdarza się, że chrześcijanie posługują się przez całe życie fałszywymi obrazami Boga, nie zastanawiając się w ogóle nad ich wiarygodnością. Sądzimy na przykład, że ofiarowujemy swą skruchę Bogu Jezusa Chrystusa, gdy tymczasem w wielu wypadkach wyrażamy ją komuś innemu. Czyż nie brak ludzi, którzy wyobrażają sobie, że ich Bóg jest policjantem, dyktatorem bądź surowym sędzią? Takie wyobrażenia odnoszą się być może do bożków pogańskich, lecz nie mają nic wspólnego z objawionym nam przez Jezusa Ojcem Niebieskim. Prawdopodobnie znamy na pamięć wszystkie właściwe definicje Boga i bez zająknięcia potrafimy powtórzyć pięć warunków dobrej spowiedzi. W głębi serca jednak nosimy w sobie lęk przed Bogiem policjantem. Lęk ów stanowi bardzo często prawdziwy motyw naszych słów i czynów. Bez względu na przyczyny powstawania takich fałszywych obrazów Boga musimy sobie uświadomić, że są one poważną przeszkodą w życiu modlitwy i oddzielają nas od Boga Nowego Testamentu.
Ludzie niekiedy pytają o sens i istotę nawrócenia, lecz nie jest to jedyna wątpliwość, jaka może powstać w związku z sakramentem pojednania. Jeżeli na przykład popełniamy stale te same grzechy, trudno uwierzyć w szczerość swoich dobrych postanowień. Niezmiernie ważną sprawą jest także rozpoznanie własnych wyobrażeń o Bogu oraz więzi z Nim. Niektórzy ludzie nie myślą prawie wcale o konieczności odnowy życia i dlatego twierdzą, że nie mają żadnych problemów w tej dziedzinie. Ich życiem rządzi rutyna, a oni sami traktują Boga dość powierzchownie. Ludzie tacy nie potrafią dostrzec prawdziwej wartości sakramentu pojednania, który pozostaje dla nich jedynie martwą literą.
Konflikt pomiędzy łaską a grzechem odzwierciedla w gruncie rzeczy zmagania światłości z ciemnością. Jednym z przejawów owej ciemności jest także nasza ślepota – nie widzimy bowiem rzeczywistej dobroci Boga i nie umiemy obiektywnie spojrzeć na siebie ani na swoje grzechy. Powróćmy ponownie do przypowieści o synu marnotrawnym. Zauważyliśmy już, że obaj bracia znali swego ojca przez tak wiele lat, a mimo to żaden z nich nie poznał naprawdę jego dobroci. Nie zdawali oni sobie w ogóle sprawy z własnej niewdzięczności i grzeszności. W taki właśnie sposób powstaje mechanizm błędnego koła – im bardziej zamykamy oczy na prawdziwe oblicze Boga, tym mniej jesteśmy świadomi prawdy o swej grzesznej kondycji.
Obserwacja ta prowadzi nas do osobliwego paradoksu życia duchowego: żaden człowiek nie jest tak mocno przekonany o własnej grzeszności jak święty. Paradoks ten wiele nam mówi o istocie nawrócenia. Przybliżając się do Boga, poznajemy coraz głębiej Jego dobroć, a wówczas – w blasku Jego chwały – odkrywamy ciemności zamieszkujące naszą duszę. Święci nie są bynajmniej oszustami. Przeciwnie, to oni właśnie dostrzegają wyraźnie prawdę o Bogu i ludzkiej naturze. Wzrastaniu w Bożej miłości towarzyszy nieodmiennie postawa skruchy.
Dzięki łasce sakramentu pojednania otrzymujemy nie tylko odpuszczenie grzechów i umocnienie woli, lecz także siłę do pokonania własnej ciemności. Sakrament ten prowadzi nas zatem ku światłu oraz objawionemu przez Jezusa Ojcu. Nie wystarczy znać katechizm czy Nowy Testament bądź recytować z pamięci warunki dobrej spowiedzi. Nie wystarczy również wiedzieć, że Bóg jest miłością. Wiedza ta musi bowiem przeniknąć z głowy do serca i sięgnąć ku najgłębszym zakamarkom duszy, oczyszczając stopniowo wszystkie nasze pragnienia i przemieniając nas samych zgodnie z zamysłem Boga. Z całą pewnością żaden człowiek nie potrafi dokonać tego wyłącznie o własnych siłach. Możemy natomiast uczynić to, czerpiąc moc z sakramentu pojednania.
Raymond Moloney SJ
Polecamy: