Nie wiem, z czego się spowiadać

Czasami penitent, który dawno nie był u spowiedzi, nie wie, z czego ma się spowiadać.
Rzeczywiście nieraz tak bywa, że ktoś nie potrafi zrobić rachunku sumienia albo robi go infantylnie, korzystając z wiedzy wyniesionej z przygotowania do pierwszej spowiedzi.

Może to nie zabrzmi dobrze, ale niektóre pomoce są przygotowane dramatycznie źle. Mam na myśli na przykład książeczkę z 250 pytaniami. Jeśli trafi na nią penitent ze skrupułami, to przez co najmniej dobę nie wyjdę z konfesjonału. Taki człowiek przejdzie ogromną walkę sam ze sobą i wyjdzie z niej duchowo poobijany. Przecież rachunek sumienia to stanięcie przed Bogiem, a nie konfrontacja z toporną buchalterią moralną.

Jestem za tym, żeby propozycja rachunku sumienia była jak najprostsza. Lepiej ewentualnie dopytać spowiednika, jeśli pozostaje jakaś wątpliwość moralna, niż gubić się w setkach pytań mogących dotykać problemów, których nigdy w życiu nie przewidywałem. Widziałem kiedyś formularz rachunku sumienia dla dzieci z pytaniami o bardzo specyficzne zachowania seksualne. Myślę, że dziecku do głowy nie przyjdą pewnego typu działania, więc po co o nie pytać?

Widziałbym w rachunku sumienia konfrontację z tekstem biblijnym, bez mnożenia pytań, lecz z ukazaniem pewnych sfer, o które trzeba zapytać. Rachunek sumienia musi też brać pod uwagę stopień rozwoju duchowego penitenta. Spokojnie można zacząć od dziesięciu przykazań, a w pewnym momencie rozwoju można wziąć Hymn o miłości i się z nim konfrontować. Ktoś inny weźmie sobie ewangeliczne Błogosławieństwa i będzie się z nimi konfrontował na zasadzie pewnego wezwania, planu, do którego ma dostosować życie.

W konfesjonale preferuję „regułę trzech palców”, bo wydaje mi się najbardziej sprawna i łatwa – w różnym wieku, w różnych sytuacjach – do zastosowania: relacja do Boga, do drugiego człowieka i do siebie. Myślę, że w tym się zawierają wszystkie przykazania i podstawowe zobowiązania człowieka w tych relacjach.

Pytania w rachunku sumienia powinny mieć Ojca zdaniem charakter otwarty? Wciąż wielu wiernych myśli w kategoriach ilościowych: „Ile razy popełniłem dany grzech?”.

Przy grzechach śmiertelnych jest obowiązek wyznawania ich liczby i ważnych okoliczności. W innych wypadkach wiele zależy od sytuacji. Jeżeli ktoś nie był u spowiedzi od dwudziestu lat, to siłą rzeczy pytania w rachunku sumienia muszą być dosyć precyzyjne. Ale pamiętajmy, że kreatywność ludzka jest olbrzymia także w czynieniu zła. Więc obok tych formuł zawsze trzeba zadać pytanie, czy jest coś jeszcze, co sumienie wyrzuca penitentowi.

Trzeba to jasno powiedzieć: jeśli jakiegoś pytania nie ma w rachunku sumienia, to nie znaczy, że coś nie jest grzechem. A jeżeli w rachunku sumienia penitent konfrontuje się z czymś, czego nie potrafi ocenić, to dla spokoju sumienia niech o to zapyta spowiednika.

A co jeśli ani spowiednik, ani penitent nie wpadli na coś, o co mogliby jeszcze zapytać, a rzecz dotyczy sprawy wcale niebłahej? Czy wówczas wszystkie grzechy zostają odpuszczone?

Oczywiście, że tak. Wyznanie grzechów jest przede wszystkim sprawą penitenta. Spowiednik nie siedzi w jego głowie. Jest zasada, że mu się wierzy, a druga jest taka, że właściwe pytania mogą czasami pomóc, ale kapłan w związku z tym nie ma obowiązku dopytywać o jeszcze kolejne sprawy. Zakłada, że penitent chce wyznać takie, a nie inne grzechy. I jeżeli na danym etapie sumienie mu mówi, że to jest grzechem, to spowiedź jest ważna i owocna.

Inna sytuacja powstaje, jeśli ktoś zataja jakiś grzech, a inna, kiedy nie ma świadomości moralnej, że coś jest grzechem. A to zdarza się na przykład choćby odnośnie do moralności seksualnej, bardzo różnie przeżywanej. Dzisiaj bardzo często sądzi się – co wynika też z braków w katechezie, formacji chrześcijańskiej – że gorące, serdeczne, a może nawet prawdziwe uczucie usprawiedliwia każdą formę zachowań seksualnych. „Ale ja go/ją kocham” – i to jest usprawiedliwienie. Tutaj nieraz jest duży problem z uznaniem, co grzechem jest albo nie jest. Spokojne wyjaśnienie powinno być dla penitenta pomocne.

Bywają też takie obszary w życiu, na przykład Polaków, na które na skutek różnych wydarzeń historycznych bardzo trudno spojrzeć z punktu widzenia moralnego. Dotyczy to na przykład obowiązków wobec państwa. Dla wielu przez długi czas państwo w ogóle nie było ich własnością, tylko strukturą opresji. I teraz to państwo jest moje, cokolwiek bym o nim myślał, czy jest dobrze, czy źle rządzone, ale ono jest moje, nasze i teraz mam wobec niego pewne obowiązki, mam też obowiązki wobec społeczności lokalnej. Bardzo często są to rzeczy, które nie wchodzą w zakres rozeznawania moralnego penitenta. Po prostu wielu z nas posługuje się rachunkiem sumienia na miarę tego, jaki zna z książeczki przed pierwszym przystąpieniem do spowiedzi. Albo robi to w pośpiechu, tak jak żyje w pośpiechu, przegapiając wiele istotnych spraw.

Jeżeli przypomniałem sobie wydarzenie, które miało miejsce pewien czas temu, ale w międzyczasie przystąpiłem kilkakrotnie do spowiedzi bez wyznawania tego grzechu, co powinienem uczynić?

Warto przy okazji tego pytania dokonać rozgraniczenia. Jeżeli coś niepokoi, to radziłbym, żeby to wyznać spowiednikowi, powiedzieć, że dopiero teraz to sobie uświadomiłem i niepokoi mnie to. To świadectwo mojej pokory, stawienia się przed Bogiem. Uchroni mnie też przed wątpliwościami.

Pamiętajmy, że dla rozumienia grzechu jest ważny moment, kiedy go popełniam. Jeżeli go popełniałem, nie mając świadomości, że jest grzechem, a tę świadomość zyskam dziesięć lat później, to ten czyn w moim rachunku sumienia nie był grzechem. Jeśli dziecko eksperymentalnie pali papierosy, ale dopiero jako osiemnastolatek zyskuje zrozumienie, czym jest palenie, zaczyna się z tego świadomie spowiadać, bo rozumie, że paląc, szkodzi swojemu zdrowiu. Nagle też może się obudzić sumienie: „O, Boże, paliłem już i się z tego nie spowiadałem!”. Dobrze, ale jako dzieciak, kiedy eksperymentowałeś, nie miałeś tej świadomości, więc trudno mówić o takiej wadze grzechu, jaka jest w tej chwili.

A jeśli taka sytuacja dotyczy moich działań jako osoby dorosłej: dopiero z perspektywy czasu widzę zło czy też grzeszność jakiegoś czynu albo cierpienie, którego ktoś przeze mnie doznał?

Mogę próbować przewidzieć, jakie będą efekty moich działań, ale nie zawsze uda mi się właściwie rozeznać sytuację. W postawionym pytaniu nie ma problemu, ponieważ intencje w momencie podejmowania decyzji były dobre: liczyłem na to, że moje postępowanie przyniesie dobro. Mamy więc do czynienia z kwestią błędu czy skutku obiektywnego, który jest ode mnie niezależny i nie podlega ocenie, gdyż nie potrafiłem go wówczas w całości uchwycić.

Kolejnym elementem utrudniającym ocenę sytuacji może być wzburzenie emocjonalne. Po prostu działam pod wpływem emocji. Oto przykład, wcale nadal nierzadki: dziecko denerwuje rodzica, a ten je uderza. To była pierwsza reakcja rodzica, a dopiero po chwili przyszła świadomość, że przekroczył granicę i dokonał czegoś, co nie powinno się zdarzyć. Jak takie zdarzenie ma ocenić rodzic, a jak spowiednik? W chwili czynu trudno mówić tu o pełnej świadomości zła. Aby czyn był grzechem, ma być świadomy i dobrowolny. Gdyby ta osoba mogła spokojnie rozważyć sytuację, nie uderzyłaby dziecka. A może trzeba było jeszcze coś zrobić, żeby ustrzec siebie i swoje dziecko przed tego typu reakcjami? Mówimy o zdarzeniu nagłym, zaskakującym dla rodzica i dla dziecka, a nie o postępowaniu zaplanowanym i zrealizowanym, by zadać ból.

Podobnie jest z kłótnią dwojga bliskich osób – męża i żony. Czy naprawdę mąż lub żona, przychodząc zmęczeni z pracy, podenerwowani czymś w drodze, tylko czekają, aby się wzajemnie poranić, żeby „gryźć” w reakcji na dowolny bodziec? Tutaj zawsze bardzo ważne będą uwarunkowania podmiotowe. Tego jednak nie odkryje kapłan podczas sakramentu pokuty. Sami musimy spróbować to zobaczyć podczas rachunku sumienia.

Osoby wrażliwe mogą wyolbrzymiać tę sytuację i swój ewentualny wkład w kłótnię, a inne mogą ją bagatelizować. Lepiej byłoby się nie tyle obwiniać, ile pytać, czy dało się zareagować inaczej. Dostrzegając, że tak może wyglądać sytuacja, często pytam penitentów: „A może to nie jest problem tylko tej jednej sytuacji, tylko na przykład przemęczenia? Może trzeba pomyśleć – choćby w trosce o realizację piątego przykazania w aspekcie szacunku dla siebie – o chwili odpoczynku, bo reagujesz nieadekwatnie i ranisz swoich bliskich?”.

Czy rachunek sumienia lepiej robić w konfrontacji z jakimś tekstem, czy raczej zaufać własnemu wyczuciu?

Nie musimy robić rachunku sumienia z tekstem. Musi być w nim natomiast pewna struktura, na której się oprę. Choćby wspomniana zasada trzech palców. Jeśli ktoś potrafi się spowiadać na podstawie przykazania miłości i ma wyrobiony sposób stosowania prawa miłości, to wspaniale. Jeżeli ktoś to potrafi zrobić na podstawie Ośmiu Błogosławieństw, też nie ma problemu.

Tylko wtedy czasami pojawia się lęk, że im bardziej coś subiektywne czy im mniej tych pomocy z zewnątrz w postaci pytań, tym więcej rzeczy może mi umknąć i ukryć się przed moim sumieniem.

Dekalog jest tak obszerny, że jeżeli się go dobrze przemyśli, to przygotowanie do spowiedzi będzie w zupełności wystarczające. Ale – i to jest problem ludzi dzisiaj – na rachunek sumienia potrzeba czasu. Co do pytań, które dotyczą każdego możliwego grzechu w życiu – bo i takie karkołomne wyliczenia się zdarzają – to myślę, że żaden moralista nie jest aż tak kreatywny, by wszystko wyliczyć, wszelkie możliwe sposoby zgrzeszenia. Nie trzeba się też gubić w tropieniu grzechów wręcz wyimaginowanych albo dowiadywaniu się o grzechach, których miało się szczęście nie poznać i nie popełnić.

Rachunek sumienia zawsze będzie przeprowadzany pod wypływem jakiejś formacji religijnej. Wiadomo, że jak ona się będzie pogłębiać, czyli jeżeli będę bliżej w relacji z Bogiem, to ten rachunek będzie coraz bardziej subtelny. Praktyka czy rodzaj działania duchowego nie może być oderwany od całości mojego życia. Jeżeli nie modlę się czy nie korzystam z sakramentów lub uczestniczę w nich rzadko, to siłą rzeczy mój rachunek sumienia będzie stawaniem przed Kimś obcym, przed Kimś, kogo słabo znam. Bóg będzie mi daleki, więc rachunek sumienia upodobni się do składania przez podatnika rozliczenia w urzędzie skarbowym. Nie będzie w tym bliskości i życzliwości, które są tak ważne w wierze.

 

Jordan Śliwiński OFMCap, Olaf Pietek


polecamy:

72396

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *