Joanna Podsadecka: Skoro Bóg ma dar przenikania sumień, to po co spowiedź?
Ks. Jan Kaczkowski: Z dwóch powodów. Po pierwsze, nie jesteśmy aniołami i potrzebujemy pewne rzeczy usystematyzować, wypowiedzieć, nazwać. Samo nazywanie porządkuje sumienie, sprzyja namysłowi, pomaga w świetle odpowiedzialności spojrzeć na to, co zrobiliśmy, albo co zamierzamy zrobić. Po drugie, nie do przecenienia jest aspekt psychologiczny. Wypowiedzenie tego, co mamy w sobie, daje nam pewność, że skoro to zostało nazwane, nie trafiło w próżnię, ale zostało przez kogoś, a konkretnie: przez Boga, wysłuchane. To są dwa najważniejsze powody istnienia spowiedzi usznej. Chętnie dodam trzeci. Mocno wierzymy, że w sakramencie, w tych słowach: „odpuszczam tobie grzechy” (ale nie ja, Jan Kaczkowski, tylko Bóg, bo ja to robię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego), w tym niepozornym znaku krzyża i modlitwie mieści się niezwykła moc, która nam daje wolność.
Jaki wpływ na kapłana mają spowiedzi? Czy budują go te historie, kiedy człowiek siebie przekroczył, a dołują te, gdy widzi, że człowiek nie podołał?
Jeżeli jest się spowiednikiem profesjonalnym i dojrzałym, to potrafi się zachowywać dystans. Jest więc radość, gdy się widzi, że człowiek potrafi zadziwić swoją szlachetnością. Jest też ból, kiedy człowiek się poddaje. Najbardziej boli, jeżeli prowadzisz penitenta przez długi czas i już ci się wydaje, że poderwał się do lotu, lecz zaraz na twoich oczach nie udaje mu się pokonać pierwszej przeszkody i się roztrzaskuje.
Odmówiłeś komuś rozgrzeszenia?
Nigdy nikomu nie odmówiłem rozgrzeszenia. Zdarza się jednak, że z obiektywnych przyczyn przesuwam rozgrzeszenie na dalszy czas.
Gdy mówisz komuś, że przesuwasz je na dalszy czas, to znaczy, że jakich warunków nie spełnił, żeby je uzyskać?
Nie spełnił warunków ważnego i godziwego rozgrzeszenia, czyli albo nie żałował za grzechy, albo nie obiecywał poprawy, albo połączył ze sobą te elementy i trwał w uporze. Kiedy pytam, czy nie żałuje za grzech i pada odpowiedź: „Tak, nie żałuję”, to wtedy – bez względu na to, jakiej wagi jest ten grzech – muszę przesunąć udzielenie rozgrzeszenia.
Nawet jak grzech był lekki?
Nawet jak był lekki.
A trzeba się spowiadać z lekkich grzechów?
Powinno się spowiadać z lekkich grzechów, bo kiedy się z nich nie spowiadamy, to one zalegają w sumieniu i otwierają drogę do grzechów ciężkich.
Co w sytuacji, kiedy ktoś nie uznaje za grzech tego, co według Kościoła jest grzechem?
To trzeba przyjąć skomplikowaną naukę o tym, że sumienie błędne niepokonalnie obowiązuje. Kościół ci mówi, że coś jest grzechem, wszyscy ci mówią, że coś jest grzechem, a ty mówisz w swoim sumieniu i dokładnie tak czujesz: „Nie, to nie jest grzechem”. Jeżeli dochowałaś staranności, dowiedziałaś się ze wszystkich możliwych źródeł na temat tego grzechu i nadal jesteś święcie przekonana, że to nie jest grzechem, to powinnaś iść za własnym, chociaż błędnym, sumieniem. Bo jeżeli nie, to grzeszysz. Zawsze kiedy łamiemy własne sumienie, grzeszymy.
Grzech musi być świadomy, dobrowolny i dotyczyć materii poważnej. Osąd, co jest materią poważną, a co nie, nastręcza trudności.
Niewątpliwie ważenie grzechów jest problemem. Pamiętam ze studiów profesora historii Kościoła, który z nas, teologów moralnych, kpił: „I co? Będziecie teraz ważyć i mierzyć grzechy?”. W Katechizmie Kościoła katolickiego ten problem jest poruszony. Materia poważna to złamanie przykazania Bożego lub kościelnego w ważnej materii z pełną dobrowolnością i świadomością, że jest to grzechem, w dodatku grzechem ciężkim.
Najtrudniej jest określić dobrowolność.
Jeśli gimnastykujemy własne sumienie, staje się ono coraz sprawniejsze. Mięsień sumienia musi pracować, żeby był silny. Naprawdę jesteśmy w stanie określić, jaki czyn był dobrowolny. Jeżeli kłócę się z rodzicami i strzelę jakąś złośliwością, żeby zabolało, to znaczy, że popełniłem grzech ciężki. Kiedy jednak się pokłóciłem, nawet mi nerwy puściły zupełnie, ale mnie ukłuło sumienie i powiedziało: „Przestań!”, to myślę, że mogę to rozpatrywać jako grzech lekki. A jeśli dodatkowo w tym momencie wycofałem się i przeprosiłem, to tym bardziej. Sumienie to przestrzeń, wokół której ogniskuje się moje myślenie. Bo Pan Bóg mówi do nas w sumieniu.
Zapraszamy na stronę dacierade.pl, gdzie jeszcze więcej o ks. Janie i ostatniej z nim rozmowie
polecamy: