Pokuta nadawana w konfesjonale ma znaczenie lecznicze i wychowawcze. Chodzi bowiem o to, aby pomagała naprawić to, co grzech zepsuł, a także przyczyniała się we wzrastaniu ku większemu dobru.
Pokuta może też mieć znaczenie karne, choć nie tyle w sensie kary nałożonej z zewnątrz jako warunku przebłagania Boga, lecz raczej w sensie przyjęcia wewnętrznych konsekwencji grzechu (wina domaga się sprawiedliwej kary). Trzeba jednak pamiętać, że choć grzech owocuje w pewnym sensie długiem „do spłacenia”, to Bóg nie potrzebuje ofiar, ale pragnie dać człowiekowi „serce nowe”: Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz, i lament. Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty! (Jl 2, 12-13).
Zarówno w sensie leczniczo-wychowawczym, jak i karnym pokuta powinna wpisywać się w cały proces obiecywanej przez penitenta poprawy, czyli nawrócenia. Trzeba w tym kontekście zauważyć, że decyzja o rodzaju nakładanej pokuty jest łatwiejsza do podjęcia, jeśli mamy do czynienia z jasno określoną szkodą, którą w jakiejś mierze można naprawić. „Wiele grzechów przynosi szkodę bliźniemu. Należy uczynić wszystko, co możliwe, aby ją naprawić (na przykład: oddać rzeczy ukradzione, przywrócić dobrą sławę temu, kto został przez nas oczerniony, wynagrodzić krzywdy). Wymaga tego zwyczajna sprawiedliwość” (KKK 1459). Jeśli ktoś coś ukradł, to powinien ukradzioną rzecz oddać (nakaz restytucji). W przypadku, gdy jest to niemożliwe (na przykład ukradziona rzecz już przepadła), trzeba podjąć wynagrodzenie częściowe lub „zastępcze”. W sytuacjach bardziej skomplikowanych (na przykład oszustwa podatkowe) można nałożyć obowiązek dania odpowiedniej sumy na biednych (na przykład do puszki św. Antoniego). Jeśli ktoś kogoś oczernił, fałszywie oskarżył, to powinien to odwołać. Co więcej, Kodeks Prawa Kanonicznego stwierdza: „Kto wyznaje w spowiedzi, że niewinnego spowiednika fałszywie oskarżył przed władzą kościelną o przestępstwo nakłaniania do grzechu przeciw szóstemu przykazaniu, nie powinien być rozgrzeszony, dopóki formalnie nie odwoła fałszywego doniesienia i nie wyrazi gotowości naprawienia szkód, jeżeli takie wynikły” (KPK, kan. 982). Są zatem takie spowiedzi, które od razu nasuwają rodzaj pokuty.
Niekiedy jednak bywa tak, że wyznawane grzechy i słabości nie prowokują jakiejś konkretnej pokuty, która mogłaby rzeczywiście pomóc penitentowi w procesie nawracania. Spowiednicy zadają wówczas jakąś modlitwę do odmówienia – dziesiątek różańca, litanię itp. Trudno jest im odpowiedzieć twórczo na wezwanie z Reconciliatio et paenitentia, że pokuty „nie powinno sprowadzać się tylko do odmówienia pewnych modlitw, ale winno ono obejmować akty czci Bożej, uczynki miłości, miłosierdzia i wynagrodzenia”. Kapłani w konfesjonale zachęcają oczywiście penitenta do wysiłku w kształtowaniu określonych postaw, szczególnie związanych z lepszym spełnianiem tak zwanych obowiązków stanu, ale obawiają się – i słusznie – nadawać tym zachętom rangę nałożonej pokuty. Choć bywają wyjątki. Nie zapomnę pokuty, jaką ksiądz zadał pewnej znajomej. Otóż oskarżała się ona między innymi o to, że ma za mało czasu dla męża i niekiedy go zaniedbuje. Spowiednik polecił jej zrobić dobrą kolację z czerwonym winem, przy świecach i spożyć ją tylko we dwoje z mężem. Tak też zrobiła. Mąż był zachwycony. Na koniec zdziwił się jednak niepomiernie, kiedy dowiedział się, że ów romantyczny wieczór był „za pokutę”.
Kodeks Prawa Kanonicznego i Katechizm Kościoła Katolickiego pouczają nas, że w nakładaniu pokuty należy uwzględnić ilość, jakość oraz okoliczności popełnionych grzechów. Oznacza to, że należy unikać nakładania takich czynów pokutnych, które nie miałyby żadnego związku z grzechem i procesem nawracania się penitenta.
Dariusz Kowalczyk SJ
polecamy: